Widać po tobie tę naukę, ona nie poszła w las. która choć wiele razy śpiewała piosenki Maryli a potem raptem Po prostu jak zawodowa śpiewaczka. Jestem pod wrażeniem. Super
Wiele razy śpiewała dla niego piosenkę „Pensami strasera” - „Pomyśl o mnie dziś wieczorem." Powtarzała w niej: „Kocham cię. Kocham”. On był nią absolutnie zafascynowany, organizował koncerty, tak by mogli wspólnie występować. Ściągnął ją do Polski. Zamieszkali razem, nie bacząc na wściekłość jej męża, Sycylijczyka, dla którego zdrada żony była jak skaza na honorze. Farida na pewno była rozdarta między małżeństwem a niespodziewaną miłością do Czesława, pochodziła z tradycyjnej włoskiej rodziny, dla której jej zachowanie było głupie, skandaliczne i niepojęte. A jednak po latach powiedziała o Czesławie: „Dziękuję mu, że mogłam spotkać taką miłość. Niemen mówił mi często, że kochał mnie, zanim jeszcze mnie poznał, zawsze… i że będzie mnie kochał także „tam”. Nasze dusze po prostu się rozpoznały, ponieważ jesteśmy identyczni". Dlaczego Farida i Czesław Niemen, mimo takiego uczucia, nie zdecydowali się na małżeństwo i czemu ten związek jednak się rozpadł? Urszula i Tomasz Kujawski: „Mamy za sobą wiele zakrętów, ale na szczęście udało nam się pozbierać” Czesław Niemen i Farida: jak się poznali? Poznali się w 1970 roku, na letnim konkursie piosenki „Cantagiro” we Włoszech. Czesław Niemen pojechał tam już jako gwiazda. W Polsce wszyscy nucili jego piosenkę „Pod papugami” albo „Czy mnie jeszcze pamiętasz”. Potężne wrażenie zrobił przebój jego życia „Dziwny jest ten świat”. Niemen nie był już wtedy chłopcem, miał 31 lat i za sobą trudne przeżycia. Czesław Niemen, a właściwie Czesław Juliusz Wydrzycki, był – jak wiadomo repatriantem ze Wschodu, z Białorusi (wtedy ZSRR). Cała rodzina Wydrzyckich przyjechała do Polski w 1958 roku, w ramach ostatniej fali repatriacji. Bardzo naciskał na to Czesław, bojąc się powołania do Armii Czerwonej. Zostawili ukochany dom, przerobiony potem przez nowych właścicieli na sklep spożywczy. Wypielęgnowany przez pokolenia ogród rozjechały samochody dostawcze. Przeszli przez obóz dla repatriantów, potem mieszkali w różnych miastach: Świebodzinie, Kołobrzegu, w końcu trafili do Gdańska. Żyli biednie, w Gdańsku muzyk pomieszkiwał w piwnicy szkoły muzycznej, do której chodził (był w klasie fagotu). Żeby dorobić, zaczął grać w różnych kabaretach, klubach, pomału wchodził w środowisko polskiego bigbitu, i robił karierę jako muzyk. Fot. Często razem koncertowali. Na zdjęciu: Czesław Niemen przedstawia Faridę w czasie swojego koncertu w Sali Kongresowej, 1970 rok. Fot: PAP/Zbigniew Wdowiński W 1970 roku formalnie był jeszcze mężem Marii Klauzunik. Zakochali się w sobie jeszcze jako nastolatki, w ukochanych rodzinnych Starych Wasiliszkach. Potem Czesław ściągnął Marię do Gdańska, gdy brali ślub, on miał 19, ona 18 lat. W 1960 roku urodziła im się córka Marysia, zwana przez swojego tatę – Mysia. Raczej pomieszkiwali, niż mieszkali razem, nie było ich stać na wynajęcie mieszkania. Żona i córka Niemena mieszkały w internacie liceum pielęgniarskiego, a później u rodziców muzyka w Białogardzie. Maria poszła do szkoły pielęgniarskiej, potem zaczęła pracę w Szpitalu Miejskim w Gdyni. W końcu udało jej się wynająć kawalerkę. Jak sama wspominała, chciała, żeby Czesław więcej czasu spędzał z nią i córką, ale dla niego „istniała tylko muzyka”. Zaczęli się od siebie oddalać, żyli innymi sprawami, inaczej. W 1971 roku oficjalnie wzięli rozwód, ale nie byli ze sobą już od lat. W drugiej połowie lat 60. Czesław Niemen zakochał się w ślicznej bigbitowej wokalistce Adzie Rusowicz, ale ten związek też nie przetrwał próby czasu. Farida, a tak naprawdę Concetta Gangi, urodziła się w Katanii we Włoszech. Po mamie miała egipskie korzenie, co dodawało jej egzotyczności. Kiedy poznali się z Niemenem, była 24-letnią wschodzącą gwiazdą, śpiewała nie tylko popowe piosenki, interesował ją także jazz i rock, śpiewała utwory Janis Joplin. Zobacz też: Małgorzata i Czesław Niemen: Mistrz i jego muza. Oto historia ich miłości Czesław Niemen i Farida: historia wielkiej miłości Na Czesławie Niemenie zrobiła wielkie wrażenie, przede wszystkim jako kobieta, Niesamowicie mu się podobała, wspominała, że czuła nieustannie na sobie jego wzrok. „Przypalał mnie tym wzrokiem, aż ciarki przechodziły mi po plecach”, opowiadała. On też jej się podobał. „Czułam, że rodzi się między nami wyjątkowe porozumienie dusz, tym bardziej zaskakujące, że przecież właściwie się nie znaliśmy. Nawet go unikałam, ponieważ byłam bardzo krótko po ślubie i przestraszyłam się tego, co mogłoby się między nami wydarzyć”, mówiła. Dlatego odetchnęła z ulgą, gdy festiwal się skończył. Myślała, że już nigdy się nie zobaczą. Kiedy po pewnym czasie przyszło dla niej zaproszenie na Festiwal w Sopocie, od razu skojarzyła ten gest z Czesławem Niemenem. I nie miała chwili wątpliwości, że chce tam pojechać. Chociaż we Włoszech nikt o tej imprezie nie słyszał. W każdym razie nie było to żadne ważne ani prestiżowe muzyczne wydarzenie. Koledzy dziwili się, że chce jechać do Polski. „Przecież tam niczego nie ma”, odradzali. Ale to nieprawda, bo był tam Czesław. Fot. Już jako para, na festiwalu w Sopocie, początek lat 70. Fot: Andrzej Wiernicki/Forum Gdy wylądowała na lotnisku w Gdańsku, Czesław Niemen czekał na nią z bukietem orchidei. Nigdy nie widziała piękniejszych kwiatów. „Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy na kolanach wręczał mi te kwiaty i całował po rękach”, opowiadała. Festiwalowe próby fatalnie jej szły. W pewnym momencie dyrygent orkiestry zapytał: „Kogo wyście tu przywieźli, ona przecież nie umie śpiewać!". A ona miał burzę w głowie: co będzie z Czesławem, co z jej małżeństwem, jak ułoży się przyszłość… Bo tak naprawdę Farida miała dobry głos, była bardzo muzykalna i śpiewać umiała. Gdy zaśpiewała na koncercie, dyrygent, który objechał ją na próbach, przeprosił. A Czesław siedział w pierwszym rzędzie i patrzył tylko na nią. W Sopocie zaczęła się ich wielka miłość. „(...) To była prawdziwa magia, brak słów, by móc opisać tamtą radość, nasze spojrzenia przyciągające się. Jeszcze o dzisiaj to czuję”, mówiła w jednym z wywiadów (cytuję za Zobacz też: Natalia Niemen: „Przez lata miałam poczucie, że tata poświęca nam niewiele czasu” Czesław Niemen i Farida: wspólne życie z jej ukochanym Gulio Gdy artystka odwiedzała go w Warszawie, zatrzymywali się w małym mieszkaniu Niemena przy ulicy Niecałej w Warszawie. „Tam odcinałam racjonalne myślenie o tym, że kiedyś za te chwile szczęścia przyjdzie nam obojgu słono zapłacić. Uwielbiałam kurczaki, więc Czesław, żeby mi je przyrządzać, zdobył gdzieś rożen. Był fantastycznym, wesołym, pełnym energii mężczyzną, który w niczym nie przypominał tego zamkniętego w sobie człowieka, jakim znaliśmy go w ostatnich latach”, mówiła gwiazda. Podobno któregoś dnia Farida dostała od Czesława Niemena białą sukienkę i wzięli symboliczny ślub w Zakopanem, formalnie jednak małżeństwem być nie mogli. Farida była pod ogromną presją rodziny, która naciskała na nią, by zakończyła ten niezrozumiały dla nich polski romans i wracała do męża. Wiadomo było, że mąż nie da jej rozwodu. Farida wiedziała, że wcześniej czy później przyjdzie jej zapłacić za związek z ukochanym Gulio (tak mówiła do Czesława Niemena, przerabiając jego drugie imię Juliusz). Do tego doszła jeszcze… choroba ojca. Wokalistka bardzo go kochała, kiedy dowiedziała się, że ciężko choruje przysięgła Bogu i sobie, że jeśli ojciec wyzdrowieje, ona wróci do męża. I tak się stało. Zobacz też: Ciężka choroba, wielka kariera i zniknięcie z ekranu... Co dziś robi Elżbieta Zającówna? Fot. Czesław Niemen, lata 80. fot: Jerzy Płoński/Forum Czesław Niemen nie chciał słyszeć o rozstaniu, ale Farida była zdeterminowana, być może wywierana na nią presja była za dużym obciążeniem. Spakowała walizki, zerwała kontakt, nie odbierała telefonów. Choć jak mówiła „serce jej krwawiło”. Wspominała, że zadała ogromny ból sobie i Niemenowi i że zachowała się z rozsądkiem, na jaki w innej sytuacji nigdy by się nie zdobyła. Wróciła do męża, urodziła dwoje dzieci, starała się być przykładną żoną. Czesław Niemen w 1973 roku spotkał piękną modelkę Małgorzatę Krzewińską (potem Niemen), która okazała się miłością jego życia. Pobrali się w 1975 roku i byli nierozłączni aż do śmierci muzyka w 2004 roku. Ale to już historia na inną opowieść. Z Faridą po latach znów mieli kontakt, byli przyjaciółmi. Piosenkarka przyleciała do Polski w 2009 roku i z okazji 70. urodzin Czesława Niemena dała koncert w Poznaniu, poszła też na grób muzyka na warszawskie Powązki. Zobacz także: Marta Lipińska i Maciej Englert są razem od 54 lat. Oto historia ich wyjątkowej miłości
Jak opowiedziała mama Mai, głos odziedziczyła po niej. Najpierw talentem zachwycał dziadek 12-latki, a potem jej rodzicielka, która niejednokrotnie śpiewała jej w dzieciństwie. "Nie
„Znajduję się w miejscu, w którym znów pracuję, mam swoje życie i jestem za to bardzo wdzięczna” powiedziała Avril w rozmowie z dziennikarzem Portland Tribune udzielonym jeszcze przed rozpoczęciem amerykańskiej części trasy koncertowej Head Above Water Tour. „Niedawno nakręciliśmy teledysk do singla „I Fell In Love With the Devil”, pracowaliśmy 14 godzin, a teraz wyruszam w trasę. Jestem w stanie pracować, a ta praca jest bardzo intensywna, bo grafik podróży jest bardzo napięty”. „Prowadzę zdrowy tryb życia, staram się zachowywać równowagę między pracą a odpoczynkiem, co nie jest typowe dla ludzi w moim wieku… Jestem naprawdę wdzięczna za to, że żyję. Ostatnie lata były bardzo trudne, bez przerwy leżałam”, wspomniała piosenkarka dodając, że po trzydziestce nie imprezuje się już tak bardzo, jak wcześniej. Bez względu na to, czy jest się chorym czy zdrowym. „Teraz wypijam dwie lampki wina, nie imprezuję po nocach, jak miałam w zwyczaju. Najpierw myślałam, że to tylko ja tak mam, a później okazało się, że po dwóch drinkach wszyscy czują się już źle. Witamy wśród 30-to latków…,” zażartowała. W rozmowie zapytano ją także o związki, z których część była bardzo publiczna. „Miałam jeden, który taki nie był i to wiele mnie nauczyło. Muszę być ostrożna w wybieraniu ludzi, których wpuszczam do mojego życia. Spotykałam się z kimś, to była toksyczna relacja, ale zamieniłam to w siłę”. Padło także pytanie o stare utwory oraz ewolucję w brzmieniu. „Podczas prób świetnie czuję się grając moje kawałki. Przypominają mi, skąd pochodzę i kim jestem. Dają mi życie. Koncertowałam z każdą z płyt, śpiewała te piosenki non stop przez lata. Przerwa, jaką miałam to po prostu przerwa, granie tych piosenek znów sprawia, że nie czuję, że minęło tyle czasu”. Odpowiadając na pytanie o brzmienie nowej płyty Avril powtórzyła to, co powtarza od samego początku promocji płyty – na „Head Above Water” najważniejsze było dla niej, aby na pierwszym miejscu znalazł się wokal, a procesowi nagrywania albumu przyświecała myśl, że mniej znaczy więcej.
- Vanessa! – Tym razem słyszałam ten glos głośniej i wiedziałam do kogo on należy. Z uśmiechem na twarzy wybiegłam na korytarz i ruszyłam w stronę schodów. Kiedy tylko stanęłam na ich szczycie zobaczyłam tłum ludzi w naszym salonie. Zeszłam po woli po schodach lecz żadna z osób mnie nie zauważyła.
Natalia Przybysz na polskiej scenie muzycznej jest "od zawsze", ale jej muzyka nie przestaje być aktualna, a jedynie staje się coraz bardziej "jej". Tym razem Przybysz sięga do twórczości Kory, którą sama określa turbokobietą i zamierza się od niego uczyć właśnie kobiecości, bo w zespole ma ksywę "babcia". O tym i o kobietach kameleonach, czasach Sistars, pandemii i koncertowaniu w czasach wojny porozmawiała z Kają Gołuchowską. KG: Zaczynałaś swoją karierę w wieku 17 lat. Jak różni się Twój obecny proces twórczy od tamtego i czy masz wrażenie, że w Twojej muzyce jest "więcej Ciebie"? Natalia Przybysz: Bardzo się różni. Przy tej płycie był szczególny, bo miał on charakter współtwórczy z Korą. W czasach Sistars część naszych tekstów było po angielsku. Pamiętam, że byłam wtedy na maturze w Iowa w Stanach Zjednoczonych, miałam zajęcia z kreatywnego pisania i jak dostałam piątkę, to wiedziałam, że to jest dobre. Wtedy stwierdzałam, że to może być piosenka, a dziś wstydziłabym się tego śpiewać, bo wydaję mi się to bardzo dziecięce. Pisałyśmy też wtedy tak z Pauliną, że ja pisałam swoje zwrotki, a ona swoje. Było to kompromisem. Potem podjęłam ważną decyzję, że będę pisać po polsku. Było to pod wpływem słów babci mojego męża — Haliny, która nakrzyczała na mnie, za co jestem jej dziś bardzo wdzięczna. "Co z ciebie za buddystka, jeżeli nie piszesz dla ludzi po polsku tu i teraz?", zagrzmiała, co bardzo do mnie przemówiło. Więc czerpałam z różnych źródeł i początkowo te teksty były niespójne. KG: Z Tobą, czy ze sobą? NP: Momentami i to, i to. Później wyszła płyta "Prąd", a ja zaczęłam chodzić na terapię. Wszystko się zmieniło, znalazłam w sobie miejsce, z którego to wszystko idzie. Niektóre te teksty, w przeciwieństwie do wcześniejszych, są dla mnie nadal ważne i mam z nimi jakąś łączność. Czuję, że te piosenki są mi nadal potrzebne. Pod wpływem życia, doświadczeń, książek, filmów coraz trafniej udaje mi się wyrazić, to co chcę i czuję. Dialog ze mną i ze słuchaczami się pogłębia. Mam wrażenie, że wciąż śpiewam tę samą piosenkę; jest to zdanie Kory; a ja dodam do tego, że coraz mniej fałszuję. Wywiad z Natalią Przybysz. "Później wyszła płyta "Prąd", a ja zaczęłam chodzić na terapię" / Silvia Pogoda Foto: Kayax KG: Myślę, że ludzie nie doszacowują, jak trudno w procesie twórczym "dojść do siebie". NP: Tak, zdecydowanie. KG: To teraz przenosimy się do teraźniejszości. Piosenka "Zew" jest o kontakcie z naturą — do której wiele osób sięgało w czasach pandemii, by sobie pomóc. Jak Ty dbasz o swoją kreatywną energię? NP: To jest dziwne, ale ja nie mam poczucia, że ja muszę dbać o to. To raczej mną powoduje. To chyba było w "Biegnącej z wilkami", ludzie potrzebują tworzenia, żeby przetwarzać rzeczywistość. Przy płycie "Prąd" miałam pracownię w piwnicy, przy płycie "Światło nocne" miałam pracownię na poddaszu. Ostatnio nie mam pracowni, mam swój fragment pokoju i pianino w kuchni. Esperanza Spalding, basistka, na Instagramie ma czasami takie śmieszne relacje, gdzie robi obłędne oczy i mówi "I'm in the libretto writing mood right now" i zaczyna pisać. Miewam coś takiego. Nie organizuję sobie pracy twórczej, tylko jakoś mnie to dopada. Ja po prostu dbam o siebie. Staram się ładnie jeść, spać, ćwiczyć jogę i spędzać czas ze swoimi ulubionymi ludźmi i zwierzętami. KG: To nie Twój pierwszy muzyczny hołd dla innej kobiety. Można powiedzieć, że jesteś prekursorką modnego teraz siostrzeństwa, bo przecież "Siła sióstr". Jak myślisz o tym? Czy to, że jedna kobieta stawia na piedestale drugą, jest dla Ciebie ważne? Można powiedzieć, że jesteś prekursorką modnego teraz siostrzeństwa, bo przecież "Siła sióstr"... / fot. Kaja Gołuchowska Foto: Ofeminin NP: Myślę, że kobiety są przestrzeniami, kształtami, obszarami, kolorami, energiami, które mają swoje różne kontury wyrysowujące się w ciągu ich żyć i na podstawie doświadczeń: kobiecości, "dziewczyńskości" i "babciości". Jest coś niesamowitego w noszeniu sukienek po drugiej kobiecie albo pierścionka po babci, albo butów vintage i myśleniu o tym, ile ona w nich przetańczyła, przechodziła i przeżyła. Mam dużą satysfakcję z tego, że mam torebkę, apaszkę mojej mamy i sweter, który moja mama zrobiła na drutach w liceum. Moja mama często czesała się na Korę. To są te małe wolności, o których też jest mowa w manifeście Kory. My kobiety myślimy o sobie nawzajem, wybierając kolory, ubrania, czujemy energię innych kobiet. Mamy w sobie kocią energię, chcemy się ocierać o kształty, faktury, struktury innych kobiet. Lubimy inne wrażliwości, przeglądać się w czyichś słowach, kolorach, dźwiękach. Lubimy się przebierać, fantazjować i zanurzać w innych życiach. Kobieta ma zdolność zmieniania się, w ciągu doby, miesiąca, życia. Ja mam w sobie dużo percepcji dziecka, mam dużo łobuza i mam dużo babci w sobie. Trochę liczę na to, że koncertowo Kora pomoże mi w odnalezieniu jeszcze raz mojej kobiecości. W zespole mam ksywkę "babcia" i bardzo chciałabym "poeksplorować" swoją kobiecość, zanim naprawdę nią zostanę. Zaczynam to rozumieć, że do tego jest mi też potrzebna Kora. Ona była turbokobietą. Zobacz także: Mery Spolsky: Przyjmuję Polskę na klatę ze wszystkimi jej wadami KG: Lubię pytać moje rozmówczynie o ich relacje z mediami społecznościowymi. Ty w nich jesteś, ale nie za dużo. Świadomy zabieg, czy po prostu Cię to nie kręci? NP: To, co mnie najbardziej męczy w mediach społecznościowych, to jest to, że staliśmy się ekspertami. Na każdy temat trzeba mieć opinię i ludzie się kłócą, a nie muszą się w ogóle tym zajmować. Przed ekranem używamy oczu, które potem są gorące; jeżeli przesadzimy; i mózgu, ale nie mamy fizycznego kontaktu, nie trzymamy się za ręce, nie możemy się objąć i stwierdzić "możliwe, że ty masz rację". Nie spędzamy czasu z drugą osobą, tylko syntezą myśli i słów. Jest to wyjęte z emocji i męczące. Natomiast cudowne jest to, że informacje przychodzą do nas szybko i pojawia się świadomość globalna na temat wspólnej odpowiedzialności za to, gdzie się znajdujemy. Ja jednak jestem analogową dziewczyną i wolę rzeczywistość. KG: To ostatnie pytanie jest o rzeczywistość. Pewnie nie możesz doczekać się nadchodzących koncertów... Myślisz, że odkryjesz coś nowego w tej płycie podczas kontaktu z publicznością? Jesteś tego ciekawa? NP: Jestem bardzo ciekawa, bo to będzie takie pierwsze czytanie na żywo. Mieliśmy próby i na nich się super gra. Będą też niespodzianki na koncertach, będą rzeczy, których nie graliśmy nigdy. Z jednej strony jestem podekscytowana, że wyszła płyta i będę śpiewała koncerty, z drugiej strony jest wojna i ciężar, który nad nami wisi. Chyba będzie po prostu bardzo ludzko i intymnie. Chyba nie zamierzam się przejmować duperelami, takimi, którymi jednak się trochę przejmowałam. Będę czerpać z każdego koncertu. Nie wiem, co będzie za tydzień, za dwa. Świat jest w stanie zapalnym. Pozostaje mi się cieszyć każdym kolejnym miastem. KG: Tu i teraz. NP: Bardziej niż kiedykolwiek. "ZACZYNAM SIĘ OD MIŁOŚCI" – NATALIA PRZYBYSZ W HOŁDZIE DLA KORY "ZACZYNAM SIĘ OD MIŁOŚCI" – NATALIA PRZYBYSZ W HOŁDZIE DLA KORY Foto: Kayax W marcu miała miejsce premiera nowego albumu Natalii Przybysz pt. "Zaczynam się od miłości". Płyta zawiera niezaśpiewane dotąd teksty Kory z muzyką skomponowaną przez Natalię oraz jej zespół. Do sieci trafił również teledysk do utworu "Jest miłość". Zobacz także: Magda Boczarska do roli w "Zachowaj spokój" podeszła inaczej, bo sama jest mamą. Najnowszy polski hit Netfliksa [WYWIAD]
3. "Pierwszy siwy włos"- CD "Jestem po prostunowe stare piosenki" muz. Henryk Jabłoński, sł. Kazimierz Winkler , arr. zespołowa ZAIKS 1957CD z
Po prostu jestem – oryg. wykonanie Dana Lerska (tekst: Wojciech Młynarski, muzyka: Adam Sławiński) Nagranie pochodzi z koncertu „Nastroje - Nas Troje”, który
Harcerka, szefowa scholi parafialnej, maturzystka „Kopernika”, korepetytorka… Kim jeszcze jest Ala Bartczak i jak patrzy na wiarę, dzisiejsze czasy oraz co robi, aby przekazywać swoją pasję innym ludziom – o tym w wywiadzie z Alą, który w Tłusty Czwartek przeprowadził Maciej Antczak. Maciej Antczak: Lubisz iść pod prąd, co? Alicja Bartczak: To zależy od sytuacji. […]
drjiTS8. iqkusp97yq.pages.dev/232iqkusp97yq.pages.dev/120iqkusp97yq.pages.dev/200iqkusp97yq.pages.dev/330iqkusp97yq.pages.dev/36iqkusp97yq.pages.dev/152iqkusp97yq.pages.dev/113iqkusp97yq.pages.dev/197iqkusp97yq.pages.dev/246
śpiewała po prostu jestem